sobota, 30 marca 2013

#5 Ból w Dubenhorn: Oczekiwanie


Gdy tylko Vengerud wyszedł, Radochna zrzuciła fartuch i wyszła z karczmy. Miała parę własnych spraw do załatwienia. Szybciej, szybciej, muszę zdążyć... Psia mać! Nic nie muszę, nie wiem, o co chce prosić, ale czuję, że muszę być… pociągająca. Tak!  tak robią wielkie damy, aby postawić na swoim. Dobiegła do domu – był niewielki, ale solidny i drewniany, jeszcze po pradziadku. Teraz nie miała już rodziny w okolicy oprócz dalekiego kuzynowska, z którym nie chciała mieć za wiele wspólnego. Umyła się w zimnej wodzie, rozpuściła długie, kruczoczarne włosy i odgrzebała zieloną sukienkę z haftami. Było na tyle ciepło, że zrezygnowała z palenia w piecu. Nastawiła tylko ogień w palenisku – tak na wszelki wypadek, a nóż gość będzie chciał napić się ziółek. O ile przyjdzie. Nie znała go. Tylko ten list, który dostała przed tygodniem… Usiadła na krześle. Po chwili wstała i stanęła naprzeciwko drzwi. I tu nie wytrzymała długo. Podeszła do komódki, wtarła w dłonie krem z polnego skrzypu, nałożyła wisiorek. Usiadła na stole, aby móc machać nogami, bo wtedy szybciej czas leci. I w tej samej chwili usłyszała kroki...


W międzyczasie krasnolud powoli zaczął dochodzić do siebie po ogłuszającym ciosie. Tył głowy pulsował nieznośnym bólem. Zanim jego spojrzenie nabrało ostrości poczuł, że jest bardzo cholernie mocno związany. Nie był w stanie poruszyć żadną częścią swego ciała. Jego wzrok ciągle niewyraźny, dostrzegł wokół cztery postacie. Jedna była większa od drugiej. Gdybym tylko miał swój topór, wyciąłbym ich jak te sosny w lesie. Ale był bezbronny, mógł tylko czekać na ruch swoich oprawców.

Ci wyraźnie się nad czymś naradzali. Po chwili Vengerud rozpoznał w jednym z nich właściciela karczmy. Był wyraźnie zaskoczony i zakłopotany. O co tu do diaska chodzi? Pomyślał związany jeniec. Za głupie piwo by mnie tak nie potraktowali. Chętnych do młócki w tych stronach też nie brakuje, ale w takim razie po co mnie związali? Pytania mnożyły się w jego obolałej głowie. Nie ma co zastanawiać się nad przyczynami, trzeba pomyśleć jak ujść z tego wszystkiego w jednym kawałku.

Rozważania Vengeruda przerwał jeden z wielkoludów, ten który zadał mu cios. Jednym ruchem ręki podniósł go za linę na półtora metra i trzymał tak, jak królika, którego teraz trzeba zabić i oskórować.

- Ukaraliście go za kradzież, ale teraz to już róbcie z nim co chcecie. Nic mi do tego. – Powiedział wymijająco karczmarz.

Pozostała trójka też nie wyglądała jakby dokładnie wiedziała, co zamierza. Na słowa jednookiego właściciela karczmy wzruszyli ramionami i odeszli wraz ze związanym krasnoludem, który znikąd nie mógł dostrzec możliwości wydostania się z tej sytuacji.

poprzednie części tutaj

Brak komentarzy: