piątek, 1 marca 2013

kryj się kto może! - recenzja książki "Pokolenie Ikea"


Pif paf. Książka wycelowała we mnie serię pocisków. Leciały z każdej strony. Były różnego kalibru: na „k”, na „ch”, na „j”. Zdarzały się także szyfry zwiadowców, głównie angielskich. Chyba tylko ciekawość, jakiś wrodzony masochizm lub może niedowierzenie spowodowały, że doczytałam ją do końca. Przedmiot miał też o tyle szczęścia, że był pożyczony, więc nie wylądował w koszu.


Szczerze? Czuję się oszukana. Zapędzona w kozi róg.Wydawnictwo obdarzyło okładkę Pokolenia Ikea opisem jakże niewinnym, a wręcz wabiącym:

POKOLENIE IKEA to opowieść o ludziach, którzy pracują po to, aby spłacić kredyty, rozczarowani rygorystycznym, sprzedanym za namiastki szczęścia, życiem.



Pomyślałam sobie – jak miło. Ktoś chce pokazać, jak wygląda dzisiejszy świat, ile wyrzeczeń (lub cwaniactwa) wymaga osiągnięcie czegokolwiek. Że drogo, że kryzys, że jakoś tak nijako i samotnie. Więc skusiłam się. A tu nagle zaułek, rozkaz „rozstrzelać!”. Nie było czasu na odwrót. Pozostałam na miejscu i postanowiłam obserwować poczynania wroga.

Czego można się dowiedzieć o młodym, pracującym pokoleniu z owego wydruku? Zanim odpowiem na to pytanie, powinnam zrobić małą dygresję odnośnie słowa „wydruk”. Przyznaję się bez bicia – skręca mnie, gdy słyszę o tej publikacji, że jest książką. Taką prawdziwą, świeżą, pachnącą. Nie mam racji? Pozwólcie na przykład:


Dziewiętnaście. Skończyłam na Ibizie w zeszłym roku. Byłam tam na wakacjach. A film mi się urwał. I budzę się rano cała goła. No, prześcieradłem tylko byłam przykryta. Obok leży jakiś facet, no, ochroniarz z tej dyskoteki, Niemiec. I ten Niemiec też goły, wiesz. Wielki facet, dwa metry wzrostu, i wygolony na całym ciele. A fiutka miał takiego małego - zaśmiała się perliście. Wstałam i uciekłam stamtąd. A bałam się, że się obudzi. No, jak nie wiem co.. I teraz tylko zastanawiam się, czy z nim spałam, czy nie.


To samo słyszę jeżdżąc autobusem, choć zazwyczaj bronię się słuchawkami w uszach tudzież kochanym ramieniem, które odetnie człowieka od takiego świata. Mogłabym też to samo przeczytać w świecie wirtualnym. Za darmo. Gdybym tylko chciała.

Więc jeszcze raz: czego można się dowiedzieć o młodym, pracującym pokoleniu z owego wydruku? Na pewno nie tego, że adekwatne jest dookreślenie „Ikea”. Raz czy dwa ktoś kupił tam meble, raz ktoś podał tę nazwę. Tytuł wskazuje na cechę pokoleniową, lecz po przeczytaniu tekstu okazuje się to zabiegiem zupełnie na siłę. Jakby dwudziesto, czterdziesto, sześćdziesięciolatkowie wcale nie zwariowali na punkcie tego wielkiego, kolorowego sklepu. Wszyscy uprawiają teraz shopping. I to większy niż ten ukazany przez Piotra C.


Starałam się jednak być cierpliwa. Nie każdy jest przecież dobrym socjologiem. W nagrodę dostałam opowieść bez fabuły. Na daremno próbowałam się też zgłębić w psychologizm bohatera czy opisy przyrody. Chyba, że interesuje kogoś znaczna liczba modnych, kulturowych nawiązań. Czyli wszystko to, co można znaleźć u wujka Google tudzież w wyskakujących reklamach, gdy już coś człowieka zainteresuje. Z jakiegoś jednak powodu Pokolenie Ikea okrzyknięte zostało „głosem pokolenia trzydziestolatków”. Jak dla mnie to głos jednego cynicznego faceta o jego przedmiotowym traktowaniu kobiet. Niedorobiony Piotruś Pan i jego towarzyszki. Towarzyszka-emo, towarzyszka-fanatyczka-religijna, czy towarzyszka-przyjaciółka, która okazuje się być zakochana w bohaterze (uwierzycie, jak powiem, że wcale się tego nie spodziewałam?), co wyznaje mężczyźnie przez ścianę łazienki podczas imprezy, którą sama zorganizowała, w czasie jego stosunku z inną kobietą. Co za chojrak…

Gdy słyszę podobne opowieści w tym świecie rzeczywistym, w którym jem, chodzę i słucham podobnych opowieści, zazwyczaj włącza mi się instynkt samozachowawczy i uciekam. Raz, że i tak w nie nie wierzę, dwa - ciekawsze jest chociażby życie seksualne mrówek. A przynajmniej ma jakiś sens i nie jest eksklamowane w tramwaju. Ale zaraz, chwilka! Autor przecież mówi, że jest to autobiografia. Ciekawe, że nazwiska przy tym nie podaje.

Nie chciałabym być jednak posądzona o wredność. Powiem zatem, co mogłoby się w tym wydruku podobać, gdyby nie był komercyjnym chłamem (o czym za chwilkę). Autor nie tylko opowiada o mężczyźnie, ale także osadza wydarzenia w kontekście wielu cytatów. Szkoda tylko, że taka wartość naddana nie jest dostosowana do grupy odbiorców, którzy nie sięgają po Pokolenie Ikea dla idei, lecz dla prostej przyjemności kibicowania podbojom bohatera. Boli zakończenie sugerujące ciąg dalszy (choć tu i plusik dla autora – w końcu jakieś napięcie). Podobać może się również lekki styl, który jednak został zbyt upotoczniony. Nie znam trajektorii lotu pocisku, ale jeśli ktoś strzela do mnie z każdej strony to powinien domyślić się, że bez problemu zabije pewną granicę smaku. Autor zapomniał, że magazynki się kończą, a amunicja ostra jest używana tylko niekiedy.

Powiedziałam złe, dostrzegłam dobre, teraz mam prawo podsumować to i owo. Na książkę, która miała być głosem pokolenia czekałam może nie z niecierpliwością, ale zaciekawieniem. Okazało się, że jest napisana językiem rodem z bloga – skrawki życia na pokaz. Jak dla mnie? Moda jednego sezonu napędzona mediami, pod kątem których pewnie została stworzona. Podejrzewam, że owy wydruk powstał w określonym celu, dla określonych czytelników. Czysta komercja: bez estetyki, moralności i tajemnicy. A tak dwoma słowami? Szkoda lasu. I na książkę, i na recenzję. 

Piotr C, Pokolenie Ikea, Gdynia: Novae Res, 2012, ss. 194.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Jeśli chciałabyś poczytać coś o rozczarowaniu dzisiejszą rzeczywistością, polecam "Zwał" Shutego. ; )
Bardzo lekko się czyta to, co napisałaś.
Z chęcią zajrzę do książki dla 'potwierdzenia/zaprzeczenia'.


włączam suby i czekam na więcej!

Unknown pisze...

Z tego co napisałaś wynika,że "Pokolenie Ikea" to nieudana próba nawiązania do książki "Pokolenie X" Douglasa Couplanda, którą osobiście czytałam i o ile dobrze pamiętam(było to dość dawno)sprawiła na mnie pozytywne wrażenie.Też o ludziach przed trzydziestką, ale inaczej wyrażających swój bunt wobec współczesności.Książka nie odrzucała, bawiła, czyta się ją lekko.Mimo podobnej tematyki wydaje mi się,że jest o niebo lepsza od wspomnianego przez Ciebie "Pokolenia Ikea".Może książka Couplanda bardziej przypadnie Ci do gustu.Polecam dla porównania:)