Plakat z
Radcliffem rodem jak z serii o Harrym Potterze. Nawet tło wydaje się być
przesiąknięte złą mocą Voldemorda, grozą dementorów i całą magią Hogwardu. Nic
więc dziwnego, że do Kobiety w czerni podeszłam z dużą rezerwą, choć i
zaciekawieniem co do gry aktorskiej odtwórcy roli Harry`ego Pottera. Czy było
warto?
Zabawa w salon
Przede
wszystkim powalająca scena wprowadzająca – trzy dziewczynki bawią się w pokoju
na strychu w salon, lecz coś nagle przyciąga ich uwagę i każe podejść do okna.
Ciemna sceneria, odpowiednia muzyka nadająca grozę. Jeśli chcecie wiedzieć, co
strasznego się wydarzy – obejrzyjcie film. A za niepokój od pierwszych minut
wielki plus dla realizatorów.
Po tym intro
poznajemy głównego bohatera - Arthura Kippsa (Daniel Radcliff), notariusza,
wdowca. By nie stracić pracy wyrusza do domu na Węgorzowycvh Moczarach, by
znaleźć testament zmarłej właścicielki. Pałacyk budzi strach wśród mieszkańców,
przez których Arthur zostaje niemile przyjęty. Widać, że nikt w miasteczku nie
chce, by interesowano się sprawą opuszczonego domu. Ostatecznie bohater dostaje
nocleg w pokoju znanym już z zabawy dziewczynek w salon.
Racjonalność
Grozę w
filmie budują sukcesywnie trzy rzeczy - zagrożone życie dzieci, muzyka, jak i widoczny
tu i ówdzie racjonalizm. Tak,
racjonalizm. Bohater widząc Kobietę w
czerni wierzy, że jest to istota żywa. Jego jedyny towarzysz również skłania
się ku racjonalnym wytłumaczeniom, co zapewne może udzielić się także widzom. Czy
jest tak do samego końca?
Gra aktorska
Mając
sentyment do serii o Harrym Potterze nigdy nie przepadałam za Danielem
Radcliffem. W tym filmie okazał się jednak bardzo dobry, choć nie wiem ile w
tym zasługi jego gry aktorskiej, a ile genialnej charakteryzacji. Widać, iż
postać jest zmęczona i po przejściach. Tak, czy siak, po Kobiecie w czerni nie jest
już dla mnie tylko Harrym Potterem. Brawo!
Dość
interesujące są także role drugoplanowe. Każda postać, rodzina jest zupełnie nieszablonowa
i ma inną historię. Jedyne, co ich łączy to życie w tym samym miasteczku i...
utrata dziecka.
Zakończenie
Do dłuższej refleksji skłoniło mnie zakończenie. Oczekiwałam czegoś innego. Totalnej zagłady.
Lub happy end`u. Albo chociaż wielkiej klapy. Ale nie. Dramat i horror splotły się w jedną całość wraz ze smutnym, acz z punktu widzenia bohatera chyba jednak
całkiem szczęśliwym rozwiązaniem całej akcji...
Czy polecam?
Jak
najbardziej. Być może niektórzy powiedzą, że film bazuje na typowych technikach
horroru i jest przewidywalny (niekiedy coś wyskoczy, a pod koniec bohater musi
walczyć z czasem). Uważam jednak, że ciężko byłoby wymyślić coś, co w pełni
zaskoczy kinomaniaka naszych czasów, a Kobieta w czerni dodatkowo ma
intrygującą fabułę. Szczerze mówiąc wolałabym nawet, aby film był nieco
bardziej dramatem niż horrorem. Śmieję się z siekanek piłą mechaniczną, czy
podczas oglądania Paranormal Acctivity, lecz nie mam dobrych nerwów, jeśli w
grę wchodzą dzieci i zjawiska nadprzyrodzone.
grafika z: link
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz