niedziela, 17 marca 2013

Recenzja filmu „Kobieta w czerni"



Plakat z Radcliffem rodem jak z serii o Harrym Potterze. Nawet tło wydaje się być przesiąknięte złą mocą Voldemorda, grozą dementorów i całą magią Hogwardu. Nic więc dziwnego, że do Kobiety w czerni podeszłam z dużą rezerwą, choć i zaciekawieniem co do gry aktorskiej odtwórcy roli Harry`ego Pottera. Czy było warto?

Zabawa w salon

Przede wszystkim powalająca scena wprowadzająca – trzy dziewczynki bawią się w pokoju na strychu w salon, lecz coś nagle przyciąga ich uwagę i każe podejść do okna. Ciemna sceneria, odpowiednia muzyka nadająca grozę. Jeśli chcecie wiedzieć, co strasznego się wydarzy – obejrzyjcie film. A za niepokój od pierwszych minut wielki plus dla realizatorów.

Po tym intro poznajemy głównego bohatera - Arthura Kippsa (Daniel Radcliff), notariusza, wdowca. By nie stracić pracy wyrusza do domu na Węgorzowycvh Moczarach, by znaleźć testament zmarłej właścicielki. Pałacyk budzi strach wśród mieszkańców, przez których Arthur zostaje niemile przyjęty. Widać, że nikt w miasteczku nie chce, by interesowano się sprawą opuszczonego domu. Ostatecznie bohater dostaje nocleg w pokoju znanym już z zabawy dziewczynek w salon.

Racjonalność

Grozę w filmie budują sukcesywnie trzy rzeczy - zagrożone życie dzieci, muzyka, jak i widoczny tu i ówdzie racjonalizm.  Tak, racjonalizm. Bohater widząc Kobietę w czerni wierzy, że jest to istota żywa. Jego jedyny towarzysz również skłania się ku racjonalnym wytłumaczeniom, co zapewne może udzielić się także widzom. Czy jest tak do samego końca?

Gra aktorska

Mając sentyment do serii o Harrym Potterze nigdy nie przepadałam za Danielem Radcliffem. W tym filmie okazał się jednak bardzo dobry, choć nie wiem ile w tym zasługi jego gry aktorskiej, a ile genialnej charakteryzacji. Widać, iż postać jest zmęczona i po przejściach. Tak, czy siak, po Kobiecie w czerni nie jest już dla mnie tylko Harrym Potterem. Brawo!
Dość interesujące są także role drugoplanowe. Każda postać, rodzina jest zupełnie nieszablonowa i ma inną historię. Jedyne, co ich łączy to życie w tym samym miasteczku i... utrata dziecka.

Zakończenie

Do dłuższej refleksji skłoniło mnie zakończenie. Oczekiwałam czegoś innego. Totalnej zagłady. Lub happy end`u. Albo chociaż wielkiej klapy. Ale nie. Dramat i horror splotły się w jedną całość wraz ze smutnym, acz z punktu widzenia bohatera chyba jednak całkiem szczęśliwym rozwiązaniem całej akcji...

Czy polecam?

Jak najbardziej. Być może niektórzy powiedzą, że film bazuje na typowych technikach horroru i jest przewidywalny (niekiedy coś wyskoczy, a pod koniec bohater musi walczyć z czasem). Uważam jednak, że ciężko byłoby wymyślić coś, co w pełni zaskoczy kinomaniaka naszych czasów, a Kobieta w czerni dodatkowo ma intrygującą fabułę. Szczerze mówiąc wolałabym nawet, aby film był nieco bardziej dramatem niż horrorem. Śmieję się z siekanek piłą mechaniczną, czy podczas oglądania Paranormal Acctivity, lecz nie mam dobrych nerwów, jeśli w grę wchodzą dzieci i zjawiska nadprzyrodzone.




grafika z: link

Brak komentarzy: