piątek, 17 maja 2013

I don`t speak english, wolę polisz

Tak powinien powiedzieć wokalista zespołu COMA, Piotr Rogucki po nagraniu pierwszej anglojęzycznej płyty, pt. Excess. Krążek ukazał się w 2010 roku i… tyle. Chwile dosłownie puszczali F.T.M.O. ale słuch o tym zaginął. Potem powstał „Czerwony album”, o którym więcej tutaj. Kiedy wszyscy oczekiwali nowego polskiego tytułu, COMA znów ruszyła w języki obce.




Jako że Excess uznano za, że tak to po angielsku ujmę, fail, zdziwiło mnie bardzo nowe wydanie. Pewnie związane jest to ciasno z trasą COMY po Wielkiej Brytanii, gdzie dali kilka koncertów (swoją drogą ciekaw jestem, jak naprawdę im tam poszło). Niestety z polskich newsów się tego nie dowiemy). Żeby nie było, że tak poszli znów w zaparte, wyjaśniono słuchaczom, co i jak. Okazało się, iż Excess był zły, bo Rogucki się przyłożył (czy aby na pewno on?) i stworzył przekład słowo w słowo polskich piosenek na angielski. Teraz miało być inaczej. Powstały nowe słowa, oczywiście powiązane w znacznym stopniu z oryginałami w mowie Jana Kochanowskiego (pewnie się teraz chłop w grobie przewraca, ale co tam) lecz inne. Przykładem niech będzie  polskie „Na pół” i „With you” w języku Szekspira (no i mamy już dwóch panów turlających się w trumnach). Pierwsza zwrotka – podobna. Centrum miasta zastąpione przedmieściami (suburbia) ale jest ok. ta sama sytuacja śniadaniowa. Refren równie prosty jak po polsku. Może nawet powiem, że dość sprytnie zamieniono wycie „na póóóóóóóóóóóóół” na „with youuuuuuuuuuuu”. Dalej wszystko się zgadza. Druga zwrotka już bardziej odbiega od oryginału. Jest to raczej uzasadnione, bo który Anglik chciałby słuchać o kosztach energii elektrycznej w jakimś odległym kraju, który zna tylko dlatego, że tam było Euro. Oprócz czegoś na podobę tłumaczeń, mamy też zupełnie nowe songi. Choćby „Don`t set your dogs on me”, które bardzo przypomina polskie „Woda leży pod powierzchnią”. Słowa jednak zupełnie nowe, sens w zasadzie też.


Reasumując, COMA zabierając się znów za obcy język popełniła dwa rażące errory. Po pierwsze, skoro teksty są nowe, po co wpasowywać je na siłę do muzyki tych polskich? W tym miejscu, zwłaszcza polski słuchacz ma rozdwojenie jaźni. Słyszy znany sobie rytm, wszystko  leci jak po staremu, a tu nagle JEB! Słowa niby to angielskie, z dziwnym akcentem, które jako całość naprawdę trudno zrozumieć. Musiałem bodaj 3 razy przesłuchać najprostsze z możliwych „With you”, żeby ogarnąć coś więcej poza refrenem. Drugim uchybieniem jest to, że tworząc po angielsku, COMA traci 50 % albo i więcej procent ze swojej wartości. W siną dal odchodzą wszystkie skrzętnie wymyślane po polsku metafory. Teksty są proste jak rymy rodem z Kombi. Na koniec znalazłem jednak dobrą stronę tego wszystkiego! Dla wszystkich, dla których COMA po polsku była zbyt dołująca i za trudna w odbiorze, mam dla was coś w sam raz! 




grafika z okładką albumu zapożyczona stąd

1 komentarz:

paranoJa pisze...

"skrzętnie wymyślane po polsku metafory" - ten pseudopoetycki bełkot Roguca nazywasz w ten sposób? :D