Tak
powinien powiedzieć wokalista zespołu COMA, Piotr Rogucki po nagraniu pierwszej
anglojęzycznej płyty, pt. Excess. Krążek ukazał się w 2010 roku i… tyle. Chwile
dosłownie puszczali F.T.M.O. ale słuch o tym zaginął. Potem powstał „Czerwony
album”, o którym więcej tutaj. Kiedy wszyscy oczekiwali nowego polskiego
tytułu, COMA znów ruszyła w języki obce.
Jako że Excess uznano za, że tak to po
angielsku ujmę, fail, zdziwiło mnie bardzo nowe wydanie. Pewnie związane jest
to ciasno z trasą COMY po Wielkiej Brytanii, gdzie dali kilka koncertów (swoją
drogą ciekaw jestem, jak naprawdę im tam poszło). Niestety z polskich newsów
się tego nie dowiemy). Żeby nie było, że tak poszli znów w zaparte, wyjaśniono
słuchaczom, co i jak. Okazało się, iż Excess był zły, bo Rogucki się przyłożył
(czy aby na pewno on?) i stworzył przekład słowo w słowo polskich piosenek na angielski.
Teraz miało być inaczej. Powstały nowe słowa, oczywiście powiązane w znacznym
stopniu z oryginałami w mowie Jana Kochanowskiego (pewnie się teraz chłop w
grobie przewraca, ale co tam) lecz inne. Przykładem niech będzie polskie
„Na pół” i „With you” w języku Szekspira (no i mamy już dwóch panów turlających
się w trumnach). Pierwsza zwrotka – podobna. Centrum miasta zastąpione
przedmieściami (suburbia) ale jest ok. ta sama sytuacja śniadaniowa. Refren
równie prosty jak po polsku. Może nawet powiem, że dość sprytnie zamieniono
wycie „na póóóóóóóóóóóóół” na „with youuuuuuuuuuuu”. Dalej wszystko się zgadza.
Druga zwrotka już bardziej odbiega od oryginału. Jest to raczej uzasadnione, bo
który Anglik chciałby słuchać o kosztach energii elektrycznej w jakimś odległym
kraju, który zna tylko dlatego, że tam było Euro. Oprócz czegoś na podobę
tłumaczeń, mamy też zupełnie nowe songi. Choćby „Don`t set your dogs on me”,
które bardzo przypomina polskie „Woda leży pod powierzchnią”. Słowa jednak
zupełnie nowe, sens w zasadzie też.
Reasumując, COMA zabierając się znów za
obcy język popełniła dwa rażące errory. Po pierwsze, skoro teksty są nowe, po
co wpasowywać je na siłę do muzyki tych polskich? W tym miejscu, zwłaszcza
polski słuchacz ma rozdwojenie jaźni. Słyszy znany sobie rytm, wszystko
leci jak po staremu, a tu nagle JEB! Słowa niby to angielskie, z dziwnym
akcentem, które jako całość naprawdę trudno zrozumieć. Musiałem bodaj 3 razy
przesłuchać najprostsze z możliwych „With you”, żeby ogarnąć coś więcej poza
refrenem. Drugim uchybieniem jest to, że tworząc po angielsku, COMA traci 50 %
albo i więcej procent ze swojej wartości. W siną dal odchodzą wszystkie
skrzętnie wymyślane po polsku metafory. Teksty są proste jak rymy rodem z
Kombi. Na koniec znalazłem jednak dobrą stronę tego wszystkiego! Dla
wszystkich, dla których COMA po polsku była zbyt dołująca i za trudna w
odbiorze, mam dla was coś w sam raz!
grafika z okładką albumu zapożyczona stąd
1 komentarz:
"skrzętnie wymyślane po polsku metafory" - ten pseudopoetycki bełkot Roguca nazywasz w ten sposób? :D
Prześlij komentarz