niedziela, 15 września 2013

Czy Karma istnieje?


Mimo świadomości, że nie kto inny, a Paulo Coelho znany jest z takiej myśli, muszę to powiedzieć: niekiedy wszechświat nam sprzyja.

Pamiętam, jak na jednym z konwersatoriów z historii filozofii prowadzący podzielił się z nami czymś, co przydarzyło mu się tamtego poranka. Każdy, kto ma jakiś kontakt z dziećmi wie, że trudno uszykować się na czas, wyjść z domu o właściwej porze by zdążyć do przedszkola, pracy. Każdemu z nas zdarza się także zapomnieć o ważnym terminie. Ów prowadzący tego dnia był bardzo spóźniony i nie pamiętał o wyjściu dzieci z przedszkola. Gdy przekroczył próg budynku ze swoją córeczką, dzieci stały już ustawione w ogonku i kolejno odliczały. Mężczyzna podniósł swoją małą i ustawił ją na końcu kolejki, idealnie by mogła powiedzieć właściwą liczbę i wyjść z przedszkola razem z koleżankami i kolegami. Gdyby przybyli trzy minuty później – wystarczyłoby więc, aby sygnalizacja świetlna nie była tego dnia łaskawa – dziecko zastałoby pustą salę. Niewątpliwie tego dnia wszechświat im sprzyjał, mogli poczuć idealną synchronizację z rytmem dnia, pomimo pozornego nieogarnięcia wszystkich elementów poranka.


W tegoroczne wakacje dwukrotnie poczułam ów uśmiech losu. Raz, siedząc z rodziną w ogródku, powiedziałam do mojej bratanicy „poszukajmy czterolistnej koniczyny!”; choć w efekt nie wierzyłam, bo od kilku lat nie udało mi się dostrzec żadnej na naszym trawniku. Jakie było moja zdziwienie, gdy spojrzałam na trawę i faktycznie była tam czterolistna koniczynka. Jeszcze szerzej otworzyłam oczy, gdy minutę później moja bratanica, w zupełnie innej części ogródka, także znalazła swój talizman szczęścia. Trzeciej szukamy już drugi miesiąc i znaleźć nie możemy, co jeszcze bardziej dodaje magii tamtemu wydarzeniu.


Druga sytuacja wydarzyła się wczoraj. Zacznę  jednak od krótkiej i stereotypowej refleksji na temat różnic między kobietą a mężczyzną. Mój luby jest wspaniały – zadba o wszystko, o co tylko go poproszę. Gorzej, jeśli bez namysłu posłużę się komunikatem „przed wyjazdem chcę, żebyśmy bardziej ogarnęli mieszkanie”. Dla mojego mężczyzny zdanie takie oznacza rozejrzenie się po pokoju i odłożenie kilku leżących rzeczy na miejsce, skoro w zasadzie porządek jest. Dla mnie jednak przed dłuższym wyjazdem oznacza to profilaktyczne ścieranie kurzu, umycie podłogi, wyrzucenie śmieci, pewnie jeszcze kilka innych czynności. Tak czy siak – niedookreślony komunikat wprowadził chaos w nasz wyjazd. Mając do wyboru dwa autobusy, z godzinną różnicą odjazdu, skazana byłam na ten drugi, gdyż po prostu nie wyrobilibyśmy na pierwszy. Okazało się jednak, że mój luby, jadący w swoje rodzinne strony ma pociąg wcześniej, niż zwykle. Chcąc mnie odprowadzić na mój PKS, co i tak miało odbyć się po drodze, mógł się spóźnić. Musieliśmy więc wyjść wcześniej, niż planowaliśmy. Mając poczucie totalnego chaosu, niezorganizowania i złego zrozumienia się, podeszliśmy do odpowiedniego postoju, gdyż chciałam upewnić się z której pozycji wyjedzie autobus. Nie minęła minuta, jak oto podjechał właściwy PKS. Miałam jeszcze pół godziny do odjazdu, więc stwierdziłam, że będzie miał postój. Wsiadłam, kupiłam bilet, chciałam jeszcze wrócić do mojego narzeczonego, ale okazało się, że autobus już odjeżdża. Był to spóźniony wcześniejszy kurs. Gdybym przyszła trzy minuty później już by go nie było, stałabym na stacji sama lub mój luby czekałby, aż mnie „wsadzi” do środka, a potem śpieszyłby na pociąg, na który może by nie zdążył. Wyszło więc idealnie.


Takie sytuacje dają mi spokój ducha. Pokazują, że nie ma sensu stresować się na zapas, bo nie zawsze wszystko zaplanujemy; życie jest wypadkową milionów pojedynczych przypadków. Lubię wiarę właśnie w przypadki – życie ze świadomością, że wszystko jest już zapisane, każdemu przeznaczone, byłoby dla mnie straszne.

grafika pochodzi z foter.com

1 komentarz:

kruchescianyszczescia pisze...

Może to zwykły zbieg okoliczności, a może po prostu przeznaczenie (w tym mniejszym znaczeniu). To mi tylko nasuwa refleksje, że ludzie cały czas za czymś śpieszą. I nie wiem czy tu już chodzi o czas, czy o dobrą organizację. Ja wolę się spieszyć powoli. Tak, wiem wydaje się to być co najmniej dziwne. ;) Wolę jednak na to wszystko patrzeć z przymrużeniem oka. Niezbyt poważnie. ;)

PS. A co do Twojego Lubego, to chyba każdy mężczyzna tak ma! ;)