niedziela, 29 września 2013

Recenzja książki „Alicja” Jacka Piekary

Z Piekarą spotykam się niezwykle rzadko, choć chyba to nie dziwi, skoro pan znany jest głównie jako znawca gier komputerowych i przedstawiciel polskiej, niestety ciągle dla mnie zbyt słabej, fantastyki. Na Alicję trafiłam przez przypadek, pierwszą połowę przeczytałam tylko z braku innego zajęcia (jak to często u mnie bywa), a drugą tylko po to, by dać Panu Jackowi szansę. 

FABUŁA

Lubię, gdy tytuł jest imieniem. Jest to zapowiedz spotkania z wyjątkową, fascynującą postacią. A ja jestem zwolenniczką opowieści o ludziach i ich emocjach. Opisy są dla mnie jedynie wisienką na torcie w wykonaniu tych, którzy naprawdę potrafią to robić. Powieść Alicja wydaje mi się opowieścią na pokaz. Wszystko wiruje wokół elementów, które w jakiś sposób są znane lub modne, więc poruszenie ich jest zgodą na reguły konsumpcyjnego świata. Niestety, ale nudziła mnie narracja jakiegoś pisarzyka, który przywołuje (mimo że ironicznie) Coelha i prawa Murphego. Banalne też było wkładanie do fabuły blokowiska, gdzie jakaś sąsiadka dzielnie strzeże ciszy i kapliczki Matki Boskiej. Szkoda, że wydawca nie zaśpiewał Piekarze „ale to już było, i nie wróci więcej”. 

Był też jeden cios poniżej pasa, i to mówiąc (pisząc?) dość dosłownie. Tytułowy bohater, zaprzyjaźniając się z bodaj czternastoletnią Alicją ma śmiałość przywoływać Lolitę Nobakova (recenzja - klik). Tyle że nasz bohater jest prawie czterdziestolatkiem, który mentalnie ma lat może dwadzieścia, i sam przyznaje, że dziecięca seksualność go nie interesuje. Ot, polska mentalność – nie prowadźmy normalnej fabuły, ale wtrąćmy nieco zamieszania, i bełkotu, który mamy w telewizji i gazecie. A nóż książka się sprzeda, bo wlepi się w treść odpowiednie konteksty. A ja chcę przygody, nie zlepienia kilku wątków medialnych...

JĘZYK

Język jest prosty, choć niektóre fragmenty nieco niezrozumiałe. Książkę czyta się szybko i to chyba największy jej plus, bo nie zniosłabym straty czasu dłuższej, niż jeden wieczór na tę lekturę. Jest to przykre, bowiem można znaleźć perełki w Alicji

Muszę też zrobić pewną dygresję, choć niestety związaną z recenzowaną książką. Ostatnio trafiam na pisarską manierę (trend?), której nie potrafię zrozumieć. Zamiast czarować rosnącym napięciem pisarze robią, jak ja to nazywam, wtręty przyszłościowe. A ja nie chcę wiedzieć, że za pięćdziesiąt stron mój bohater straci oko przez kota, którego właśnie kupuje; że facet, z którym się zaprzyjaźnia okaże się pionkiem mafii i będą kłopoty. Zero zaskoczenia, a co inteligentniejszy czytelnik jest w stanie mniej więcej przewidzieć fabułę. Gorzej, gdy wtręty się nie sprawdzają, jak jest w przypadku Alicji. Choć nie, przepraszam, pewnie sprawdziłyby się w kolejnym tomie, ale o ile znów nie będę przez przypadek nudzić się w czyimś mieszkaniu i będę miała do dyspozycji tylko ów kontynuację - nie sięgnę po niego.

WIARYGODNOŚĆ

Nie da się chyba czytać książki z całkowitym oddaniem, jeśli zgrzyta nam jej wiarygodność. Nasz narrator przedstawia swoją historię w związku z przyjaciółką Alicją. Powiedzmy, że jakoś mogę jeszcze zignorować nastoletnie dziewczę wagarujące i odwiedzające bohatera w godzinach nocnych (w końcu znieczulica jest, więc nawet jakby ktoś ją zauważył, to mógł się w to, delikatnie mówiąc, nie wtrącać), to nie potrafię uwierzyć, że dziecko z mężczyzną wyjeżdża i nikt się tym nie interesuje. Żyjemy w zawirowanej administracji, gdzie wszystko trzeba dokumentować, załatwiać – tym bardziej przeniesienia dziecka choćby do innej szkoły. Skoro tom ten pisany jest realistycznie,  oczekuję tego także w fabule. 

ZAKOŃCZENIE

Ponoć Alicja ma ciąg dalszy. Może jest napisany lepiej i ciekawiej, jednak nie bardzo interesują mnie książki, których największą zaletą jest to, że szybko je przeczytam. Nie doświadczyłam w tej lekturze niczego prócz zawodu: że nic nowego, że ktoś ma czelność porównywać się do Nobakova (jestem pewna, że to tylko manipulacja pisarza, że a nóż to do nas dotrze i sięgniemy po Alicję w nadziei na wspaniały kąsek), że Piekara pisze na szybko i dla tych, co to już go uwielbiają i przeczytają książkę tylko przez nazwisko. Takie to jakieś nijakie było i smutno mi, że ciężko o dobrą, polską lekturę.

Piekara Jacek, Alicja, Warszawa: Red Horse, 2007, ss. 197.

Brak komentarzy: