poniedziałek, 11 listopada 2013

Facet, który drapie psy - czyli recenzja pewnego opowiadania

Od niedawna, z racji uczelnianych obowiązków i niekrytej przyjemności, przebijam się przez masę literatury typu horror. Ten całkiem przyjemny nakaz odkrywa przede mną nieznaną dotąd grupę polskich autorów, którzy z zapałem tworzą przerażające w ich mniemaniu historie. Jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Z racji niedostatecznego rozeznania postanowiłem nie krytykować poszczególnych tekstów. Miałem też wstrzymać się z tym postem do przeczytania całego zbioru, ale po jednym z opowiadań nie wytrzymałem…



Opowiadanie „Drapiący Psy” (pisownia oryginalna, chociaż cały czas zastanawiam się nad sensem tytułu i w ogóle całej reszty) znalazłem w zbiorze tekstów „Dziedzictwo Manitou”. Jest to opatrzony nazwiskiem Grahama Mastertona zbiór krótkich horrorów polskich autorów oraz wyżej wymienionego. „Drapiący Psy”, autorstwa Krzysztofa Maciejewskiego, jest trzecim utworem w tej „antologii”.

Jak każde opowiadanie w publikacji, treść właściwą poprzedza krótka notka o autorze. Tutaj dowiadujemy się, że pan Maciejewski jest urodzonym w 1971 roku dziennikarzem, recenzentem, pisarzem (kolejność chyba nieprzypadkowa) oraz redaktorem naczelnym pewnego periodyku. Jest także informacja, że pan Krzysio zdobył nawet nagrodę w konkursie Gildii Horroru za krótkie opowiadanie grozy (nie wgłębiałem się w ten temat, ale obstawiam że nagrodzonym dziełem nie był „Drapiący Psy”). Dalej następuje treść.

Żeby nie było zacznę od plusów, bo szybko mi pójdzie. Spodobało mi się oparcie fabuły na „Boskiej Komedii” Alighieriego. Forma opowiadania i język autora także nie są najgorsze. Tyle.

Wady. Nie pamiętam kiedy ostatni raz poznałem gorszą fabułę horroru niż ta z „Drapiącego Psy”, a czytałem sporo książek oraz obejrzałem jeszcze więcej filmów grozy. „DP” jednak nic nie pobije. Nie będę starał się ukrywać treści, gdyż absolutnie nie zachęcam do zapoznania się z tym dziełem, chyba że ktoś chce sprawdzić, jak słabe rzeczy można napisać i opublikować. „DP” to historia o dwóch kolegach, którzy spotkali demona. Przybysz z piekieł siał spustoszenie przy pomocy psów, które z obłędem na oczach gryzły kogo popadnie. Powodem przybycia demona okazuje się jego troska o bestialskie traktowanie zwierząt przez ich ludzkich właścicieli (nigdy nie widziałem dziwniejszej formy akcji Greenpeace`u). Bohaterowie idą do medium znalezionego w prasie lokalnej i przyzywają demona do siebie. W tym momencie trzeba oddać autorowi, że wraz z wzrostem napięcia osiągnął też szczyt absurdu. Kiedy spotkany demon zaczął znęcać się nad biednymi bohaterami, jeden z nich heroicznym czynem dobył… swojej komórki. Widocznie nie jestem tak dobrym pisarzem, jak pan Maciejewski, gdyż nie potrafię oddać dziwności dalszej akcji utworu. Dlatego też posłużę się cytatem:

„Wyciągnąłem swoją nokię z kieszeni.
- Co chcesz zrobić? – zapytał zdezorientowany Gustaw.
- Nie mam pojęcia. – odparłem.
Uniosłem telefon do góry i zacząłem improwizować.
- Duchu GPRS! Demonie Połączeń Szerokopasmowych! Przyzywam Cię!”

Koniec cytatu. Kiedy już przestałem tarzać się ze śmiechu po ziemi, wstałem i doczytałem opowiadanie do końca. Otóż potem pojawia się z dupy Wiking, który odsyła demona do piekła zastrzegając, że bohaterów czeka ofiara. Następny akapit pokazuje nam obraz, w którym obaj bohaterowie zamieszkują razem, z tym zastrzeżeniem, że jeden z nich został… psem.


A ja myślałem, że zabójczy królik morderca stworzony przez Monty Pythona jest uosobieniem absurdu. Aż zjawił się Krzysztof Maciejewski, który drapie psy… Dla mnie była to najgłupsza fabuła jaką w życiu przeczytałem. W sumie to przykre, że swój "naj" wśród bezsensownych fabuł odszukałem właśnie przy lekturze horroru. Dziwi też, że taki chłam został oflagowany nazwiskiem bardzo popularnego w naszym kraju autora, jakim jest Masterton. Niemniej dalej brnę w literaturę grozy, a gdy tylko znajdę coś naprawdę godnego polecenia - rychło o tym napiszę.

Zdjęcie przedstawiające to, jak widzę pana Maciejewskiego po godzinach znalezione na foter.com

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nie mieszać mi do tego królika-mordercy! Królik jest absurdalnie genialny!
PS A mnie jakoś nie dziwi, że "naj" wśród bezsensownych fabuł znalazłeś właśnie w dziedzinie horrorów. Od jakiegoś czasu z koleżanką robimy sobie coś, co określam "Maratonem dennych horrorów" i wierz mi, choć widziałyśmy już co nieco, nigdy nie brakuje nam tytułów. Niech moc ducha GPRS będzie z Tobą!

paranoJa pisze...

Jaki kraj, takie horrory ;)