czwartek, 20 lutego 2014

Nie do końca rozwinięty film - recenzja „Dziewczyny z szafy”

Niezwyczajny obraz trudnej miłości. Nowe spojrzenie na świat, który istnieje, jednak nigdy go nie poznamy. Problemy osób z zaburzeniami natury psychicznej ukazane niekonwencjonalnie, z wyjątkowo interesującej perspektywy. Zapraszam na recenzję „Dziewczyny z szafy” Bodo Koxa.

Fajnie by było, gdyby powyższe określenia były prawdziwe, nieprawdaż? W końcu kreacja bohatera chorego psychicznie to wielkie wyzwanie, ale też ogromne możliwości dla reżyserów i scenarzystów. W przypadku „Dziewczyny z szafy” za oba aspekty odpowiada pan Kox. Wbrew pozorom ten pan jest z Wrocławia i jest tak zajebisty, że oprócz przydomka artystycznego (tak naprawdę nazywa się Bartosz Koszała) nakręcił film pt. „Bodo Kox zaprasza na film”. Dotychczas zajmował się kinem offowym, teraz porwał się na komedię romantyczną (choć filmweb mówi o komediodramacie). Jak mu wyszło?

Znając poziom polskich komedii romantycznych – mogło być gorzej. Bliskość jest wyjątkowa, bo między dwojgiem ludzi cierpiących na niestabilność psychiczno-emocjonalną. Ona znalazła niezbyt legalne lekarstwo w postaci trawki, on jest pod stałą opieką swojego brata. I tylko szkoda, że Kox uparł się na ten komizm, bo mógłby mu wyjść po prostu ładny, wzruszający film. Na przeszkodzie stanęły kreacje brata Tomka, granego przez Piotra Głowackiego – aktora komediowego. Sam jeszcze by uszedł ale dorzucono do tego sąsiadkę (Teresa Sawicka) – Polkę katoliczkę, przerysowaną, utożsamiającą każdy polski stereotyp samotnej pani po pięćdziesiątce. No i epizodycznie ten nieszczęsny Stankiewicz (typ od żenujących ról, obczajcie sobie na filmwebie, jeśli nie rozumiecie o co mi chodzi).

Sama fabuła jest niezła. Początek nie zniechęca, rozwinięcie nie nuży, a koniec nie rozczarowuje. Atutem „Dziewczyny z szafy” jest także ukazanie zamkniętego świata Tomka. Widzi swoje sterowce, ma talent artystyczny i swoje odchyły. W moim osobistym rankingu ról osób z zaburzeniami natury psychicznej prowadzi nieśmiertelny Forrest Gump. Po obejrzeniu „Dziewczyny z szafy” numerem jeden jest… dalej Gump. Ale Tomek daje radę.

Gra aktorska? Właściwie wszystkich mógłbym określić jednakowo „dają radę”, jednak nic ponadto. Mecwaldowski daje radę jako psychiczny Tomek – ale czasami jest zbyt apatyczny. Głowacki stara się dać z siebie jak najwięcej i być tylko śmiesznym kolesiem ze śmieszną fryzurą – ale czasami mu nie wychodzi. Różańska też daje radę w roli pełnej fobii fanki ziela, ale mogłaby być bardziej wyrazista. Jedynie Lubos zagrał jak trzeba, ale miał tylko małą rolę i właściwie nie mógł sobie nią zaszkodzić.

Do sedna. „Dziewczyny z szafy” nie można zrównać z błotem, gdyż zwyczajnie na to nie zasługuje. Nie zasługuje jednak na żadną nagrodę, bo nie ma w tym filmie niczego, co może zapaść w pamięć na dłużej niż kilka dni. Sam miałem niemały problem z napisaniem recenzji, bodajże tydzień po obejrzeniu. Jeden z najbardziej średnich filmów jakie widziałem w ostatnim czasie.

plakat tradycyjnie z filmweb.pl

1 komentarz:

paranoJa pisze...

a ja lubię Mecwaldowskiego, więc pewnie mimo wszystko, jak już obejrzę wszystkie milion filmów, które mam w kolejce, to się za to wezmę ;)