No jasne, każdy się boi. Dlaczego? Raczej nie dlatego, że
nie widzisz, dokąd idziesz. Boisz się, bo nie masz bladego pojęcia, co cię
otacza. Nie rejestrujesz żadnego ruchu, nie masz pewności, czy wokół ciebie są
znane domowe przedmioty, czy może psychopata z nożem kuchennym w prawej dłoni,
śliniący się na myśl o poćwiartowaniu twojego, póki co żywego, ciała. Boimy się
nieznanego. I na tym bazuje seria „Paranormal Activity."
Na dziś PA to pięć filmów. Seria właściwie już kultowa, gdyż
po pierwszej części taśmowo zaczęły powstawać horrory a`la amatorski film z
wakacji – nagrany zwykłą kamerą, gdzie widz nie ma dostępu do filmowej
rzeczywistości poza tą nagraną przez najczęściej jednego z bohaterów (patrz choćby wspominana przez nas Tragedia na przełęczy Diatłowa). Jest jak
ze wspomnianą ciemnością. Możliwość naszej percepcji zostaje ograniczona. Reszta
jest mroczna. Pozostaje tylko najlepsza na świecie fabryka horrorów, którą
każdy z nas ma zawsze pod ręką – nasza wyobraźnia. Na niej właśnie bazują
twórcy serii PA. Przez pięć filmów wspólnym mianownikiem jest jedynie
niewyjaśniona sekta/klan wyznawców szatana/demona/latającego potwora spaghetti
(bez urazy, pozdrawiam wszystkich pastafarian). Oglądając kolejne części
dowiadujemy się tylko, że chodzi o pierworodne dzieci i złe kobiety. Ale tylko
tyle. Resztę musimy sobie dopowiedzieć i wierzcie mi, że każdy wyobraża sobie
dokładnie to, co jemu wydaje się najstraszniejsze. I właśnie to zapewniło
filmom PA sukces.
Ten sam mechanizm działa, kiedy już coś „straszy”. Nie mamy
mordercy z końcówką od blendera zamiast dłoni, nie ma zombie, obcych ani krwiożerczych
pasikoników. Jest siła, prawdopodobnie demoniczna, która wyprawia z nami i
naszym domem, co chce. Rozwala, przerzuca, miota i zgniata. To wszystko w niespodziewanych
momentach. Jednak po kolei.
Pierwszy film, jak to zwykle bywa, był najlepszy. Poziom tajemniczości
był dla widza najwyższy. Dostaliśmy tylko bujające się garnki, migające
światła, ruchome drzwi i kobietę na granicy zdrowego umysłu i opętania. Wszystkie
ujęcia pochodziły z kamery jej męża. Prawdziwym mistrzostwem były momenty, gdy
para bohaterów opuszczała zasięg kamery. Znów zadziałał motyw niewiedzy. Nowatorskim
i genialnym w swojej prostocie okazało się też przyspieszanie zegara kamery w
ujęciach z nocy. Oglądasz przez prawie minutę śpiących ludzi, a zegar kamery w
rogu pędzi. Aż tu nagle zwalnia do zwykłego biegu i już wiesz, że coś się
stanie, choć do ostatniej chwili nie wiesz, co to będzie. Odgłos, blask,
ruch? A napięcie rośnie…
Druga część nie wniosła praktycznie niczego nowego. Do całej
historii i wiedzy o złu, dostaliśmy jedynie motyw z pierworodnym synem. Dodano
też nagrania z domowego monitoringu, które nieco obniżyły napięcie, jednak
sprawiły, że całość była ciekawsza.
Trzecia odsłona PA to obniżenie lotów, choć nadal niezły
horror. Tym razem mamy sporą retrospekcję, pozostającą jednak w logicznym
związku z poprzednimi częściami. Strachu ma nam napędzić stara i
nieskomplikowana kamera, która monitoruje przestrzeń na ruchomym stojaku, co
znów daje nam pole do popisu imaginacji. Łatwiej też o zaskoczenie widza, choć
po pewnym czasie staje się ono nieco przewidywalne.
PA numer 4 to z kolei najbardziej współczesna część, gdzie wykorzystuje
się kamerki internetowe, itp. Jednak pod kątem wartkości akcji i emocji to
zdecydowanie najsłabszy epizod. Pojawiają się działające na mnie, jak płachta na
byka „horrorowe nastolatki”, co nie zwiastuje niczego dobrego. Dopiero zakończenie
daje nieco grozy i w jakikolwiek sposób zachęca do pójścia na kolejną część.
No i finisz. Paranormal Activity 5 – Naznaczeni. Nowi bohaterzy,
nowa sceneria. Powrót do starego, dobrego motywu jednej, prostej kamery. Mniej stukania
patelni, więcej opętania. Ta zmiana nieco odstaje od tego, co widzieliśmy
dotychczas, ale sprawia, że PA się nie nudzi. Najnowsza część jest dużo
bardziej… agresywna. Kiedy już coś się dzieje, dzieje się na całego. Nie ma
lekkich stuków-puków, nie ma ludzi na pograniczu opętania. Jak demon przychodzi
to robi piekło po całości. Naprawdę nie wierzyłem, jak twórcom piątej części uda
się sprawić, że nie usnę. A jednak im się powiodło. Dostajemy więcej historii,
więcej wyjaśnień. Jednak cały czas wszystko jest na tyle tajemnicze, że nie
wiemy, czego do końca się spodziewać. Dziś, w dobie filmów wychodzących z
wytwórni z intensywnością taśmy produkcyjnej, seria PA to jeden z wyjątków,
gdzie sequele czy prequele nie są tylko odgrzewanym kotletem. To nadal dobre
horrory, które warto obejrzeć.
A jeśli po seansie będzie wam mało, zejdźcie do
piwnicy i zgaście światło...
plakaty hurtem z filmweb.pl
oko w ciemności na górze z http://www.freeimages.com/
3 komentarze:
Gratuluję wytrwałości i zaliczenia całej serii :). Ja obejrzałem tylko pierwszą, skądinąd świetną. Taka forma kręcenia filmu nie jest oczywiście niczym nowym, jednak w PA twórcy w zgrabnej historii umieścili maksimum strachu :) Żeby nie zepsuć sobie dobrego wrażenia po tytule, poprzestanę na pierwszej części.
serio, PA ma tyle części? :D
pierwsza częśc mnie faktycznie prerażała , tym bardziej że oglądałam ją na dużym ekranie. wiecznie podskakiwałam na krzesle ze strachu : dd ale im dalej tym zabawniej.
Prześlij komentarz