niedziela, 6 kwietnia 2014

Recenzja filmu „Grawitacja"

Grawitacja jest zjawiskiem przyciągania się ciał materialnych. Metaforycznie - bardzo silne przyciąganie się czegokolwiek; kiedy jedno nie może się przeciwstawić drugiemu. I są takie obiekty kultury, które przyciągają moją uwagę, serce nawet, po kilku tylko chwilach obcowania z nimi (jak ostatnio recenzowana przeze mnie Intryga małżeńska). Tak, że nie mogę się oderwać - żadną myślą, kawą, kotem za oknem. A jak już się oderwę - nie przestaję o tym myśleć. Film Grawitacja, zdobywca 7 Oscarów na ostatniej gali, niestety nie działa wedle tej reguły, a to, dlaczego został tak doceniony przez Hollywood jest dla mnie większą zagadką, niż prawa fizyki.
W zasadzie nie ma wiele do opowiedzenia. Są astronauci, którzy chcą naprawić panel komunikacyjny na satelicie. Rosjanie zestrzeliwując swoją stację powodują jednak groźną reakcję łańcuchową  w kosmosie - odłamki kolejnych satelitów krążą z oszałamiającą prędkością. Oczywiście już na początku ginie cała załoga, oprócz dwójki głównych bohaterów, którzy są zdani tylko na siebie - nie działają bowiem narzędzia, umożliwiające skontaktowanie się z jednostkami na naszej planecie. Okazuje się, że może być jeszcze prościej - bohaterowie muszą się dostać z jednej satelity do drugiej i następnej, aż coś w końcu zadziała i będzie można wrócić do domu. Tyle fabuły.
Dlaczego dziwię się tylu nagrodom? Niektóre sceny były tak żenujące, że aż nie zwróciłam uwagi na efekty specjalne. Jeśli przypomnicie sobie (lub dopiero obejrzycie) scenę z gaśnicą - będziecie wiedzieli, o co mi chodzi. Nie doceniam także zdjęć, nie poczułam nieskończoności i piękna kosmosu. A na to liczę, jeśli film jest nagrodzony za efekty specjalne, montaż i muzykę. 
Nie wiem, czy Sandra Bullock była najlepszą kandydatką do tego filmu. Lubię tę aktorkę, gra przyjemne role, ale w Grawitacji niczym się nie wyróżniła. Cieszę się jednak, że nie zostały zaangażowane ani Natalia Portman, ani Angelina Jolie, jak początkowo planowano. Wszystko zostało więc na pewnym poziomie przeciętności. Film uratowała postać Matta Kowalskiego (grana przez Georga Clooney`a), bo wnosiła do filmu energię, humor, zapał. Cała reszta była nijaka i nudna.
Oczywiście, dostrzegam aspekt psychologiczny w Grawitacji - przemianę głównej bohaterki, wręcz embrionalną scenę w kapsule, bardzo ludzkie i codzienne problemy kosmonautów, ale nie tworzyło to spójnej całości z resztą filmu. Szkoda, bo lubię dobrze zrealizowane science fiction.




plakat z filmweb.pl

2 komentarze:

Nadwrażliwiec pisze...

Nie przepadam za tego typu filmami, ale dobrze wiedzieć, że takie coś jest :) W końcu o gustach się nie dyskutuje. Pozdrawiam :)

paranoJa pisze...

Dla mnie tragedia i zmarnowany czas.