wtorek, 6 maja 2014

Filozof w krótkich spodenkach, czyli recenzja płyty „Składam się z ciągłych powtórzeń” Artura Rojka

No i stało się. Po rozwodzie z Myslovitz Artur Rojek zadebiutował/redebiutował solową płytą. Muzyka krążka „Składam się z ciągłych powtórzeń” jest nieco inną od tego co pan Artur grał w bandzie, ale fani Myslovitz znajdą na tej płycie także znajome rozwiązania słowno-muzyczne. Jednak czy więcej jest podobieństw czy różnic?


Na pierwszy rzut ucha można rzec: przecież to ta sama muzyka, tyle że grana na osobisty rachunek piosenkarza. No bo głos charakterystyczny, na polskim rynku fonograficznym raczej niepodrabialny (taki polski James Blunt, na upartego). Teksty na podobnym do Myslovitz poziomie metaforycznym. Zgadza się także ogólna struktura poszczególnych kawałków. Ale właściwie nic więcej.

Rojek jako Rojek to twórczość dużo bardziej osobista. Nie wnikam czy historie, o których śpiewa zawierają elementy biograficzne, czy też wymyślił je trzepiąc dywan w sobotnie popołudnie. W każdym razie teksty nabierają bardziej jednostkowego charakteru. Nie ma już „chłopców”, zawsze jest „ja” i „moja” historia. Autor przedstawia nam własne spojrzenie na świat, z którym nie każdy się zgodzi. W zestawie dostajemy filozofię Rojka, który pewne rzeczy w otaczającym go świecie by zmienił, inne aprobuje. Bez sensu jest ocena słuszności albo postawienie się w sytuacji: kupuję to lub nie. Piosenkarz nie jest nachalny. Swoim niezbyt mocnym głosem przekazuje nam własny punkt widzenia i nie oczekuje niczego w zamian.

Niestety oprócz serca, na płycie dostrzegam też silne wpływy rozumu. Dotyczy to przede wszystkim warstwy muzycznej i doboru słów w niektórych utworach. Jako wróg wszelkich prób podporządkowywania się wymogom przeciętnych słuchaczy, mam nadzieję że się mylę. Jednak słuchając kawałków „Beksa” oraz „To co będzie” mam nieodparte wrażenie, że Rojek nagrał „coś specjalnego” dla fanów prostych melodii, tak dla zapewnienia sobie godnej sprzedaży. Przyjemne, rytmiczne, jak ja to określam – eReMeFowoZetkowe piosenki do posłuchania w pracy czy podczas wałkowania ciasta w kuchni. Trochę mnie to wkurza, bo historie przedstawione w obu wymienionych utworach są ciekawe i można było wycisnąć z nich dużo, dużo więcej. Ale zwyciężył marketing i chęć dotarcia do tych, którzy nawet nie wiedzieli, że Rojek odszedł z Myslovitz (nie zdziwiłbym się, gdyby spory odsetek ludzi nadal uważał, że „Beksa” to najnowszy singiel tej grupy, a nie samego piosenkarza).


Uściślając, „Składam się z ciągłych powtórzeń” to ciekawa płyta dla fanów tzw. alternatywy i pewnie przełkną jakoś ten materiał promocyjny w postaci „To co będzie”. Jako krytyk to mi się nie podoba, ale jako zwyczajny człowiek trochę faceta rozumiem. Trzeba się z czegoś utrzymać, zarobić na kolejny krążek, w którym – mam nadzieję – znajdzie własne brzmienia. Bo na razie to taki zlepek: trochę z Myslovitz, trochę dziecięcego zawodzenia z Czesław Śpiewa, chórki dziecięce jak u Kings of Leon czy trochę ckliwości od Jamesa Blunta. Życzę powodzenia w poszukiwaniach, ponieważ na dziś to jeszcze nie to, na co stać Artura Rojka. Póki co jest dla mnie filozofem, który zamiast wciągnąć togę i zapuścić brodę, biega po podwórku w krótkich spodenkach.

okładka płyty z culture.pl

1 komentarz:

paranoJa pisze...

Myslovitz mnie kręcił bardziej za dzieciaka albo jak popadam w czekoladowo-czipsową depresję. Rojek głos ma, to niepodważalne, przy czym osobowość drażni mnie do tego stopnia, że chyba podziękuję.