No i stało się. Po rozwodzie z Myslovitz Artur Rojek
zadebiutował/redebiutował solową płytą. Muzyka krążka „Składam się z ciągłych
powtórzeń” jest nieco inną od tego co pan Artur grał w bandzie, ale fani
Myslovitz znajdą na tej płycie także znajome rozwiązania słowno-muzyczne.
Jednak czy więcej jest podobieństw czy różnic?
Na pierwszy rzut ucha można rzec: przecież to ta sama
muzyka, tyle że grana na osobisty rachunek piosenkarza. No bo głos
charakterystyczny, na polskim rynku fonograficznym raczej niepodrabialny (taki
polski James Blunt, na upartego). Teksty na podobnym do Myslovitz poziomie
metaforycznym. Zgadza się także ogólna struktura poszczególnych kawałków. Ale właściwie nic więcej.
Rojek jako Rojek to twórczość dużo bardziej osobista. Nie wnikam
czy historie, o których śpiewa zawierają elementy biograficzne, czy też
wymyślił je trzepiąc dywan w sobotnie popołudnie. W każdym razie teksty
nabierają bardziej jednostkowego charakteru. Nie ma już „chłopców”, zawsze jest
„ja” i „moja” historia. Autor przedstawia nam własne spojrzenie na świat, z
którym nie każdy się zgodzi. W zestawie dostajemy filozofię Rojka, który pewne
rzeczy w otaczającym go świecie by zmienił, inne aprobuje. Bez sensu jest ocena
słuszności albo postawienie się w sytuacji: kupuję to lub nie. Piosenkarz nie
jest nachalny. Swoim niezbyt mocnym głosem przekazuje nam własny punkt widzenia
i nie oczekuje niczego w zamian.
Niestety oprócz serca, na płycie dostrzegam też silne wpływy
rozumu. Dotyczy to przede wszystkim warstwy muzycznej i doboru słów w
niektórych utworach. Jako wróg wszelkich prób podporządkowywania się wymogom
przeciętnych słuchaczy, mam nadzieję że się mylę. Jednak słuchając kawałków „Beksa”
oraz „To co będzie” mam nieodparte wrażenie, że Rojek nagrał „coś specjalnego”
dla fanów prostych melodii, tak dla zapewnienia sobie godnej sprzedaży.
Przyjemne, rytmiczne, jak ja to określam – eReMeFowoZetkowe piosenki do
posłuchania w pracy czy podczas wałkowania ciasta w kuchni. Trochę mnie to
wkurza, bo historie przedstawione w obu wymienionych utworach są ciekawe i
można było wycisnąć z nich dużo, dużo więcej. Ale zwyciężył marketing i chęć
dotarcia do tych, którzy nawet nie wiedzieli, że Rojek odszedł z Myslovitz (nie
zdziwiłbym się, gdyby spory odsetek ludzi nadal uważał, że „Beksa” to najnowszy
singiel tej grupy, a nie samego piosenkarza).
Uściślając, „Składam się z ciągłych powtórzeń” to ciekawa
płyta dla fanów tzw. alternatywy i pewnie przełkną jakoś ten materiał
promocyjny w postaci „To co będzie”. Jako krytyk to mi się nie podoba, ale jako
zwyczajny człowiek trochę faceta rozumiem. Trzeba się z czegoś utrzymać,
zarobić na kolejny krążek, w którym – mam nadzieję – znajdzie własne brzmienia.
Bo na razie to taki zlepek: trochę z Myslovitz, trochę dziecięcego zawodzenia z
Czesław Śpiewa, chórki dziecięce jak u Kings of Leon czy trochę ckliwości od
Jamesa Blunta. Życzę powodzenia w poszukiwaniach, ponieważ na dziś to jeszcze nie
to, na co stać Artura Rojka. Póki co jest dla mnie filozofem, który zamiast wciągnąć togę i zapuścić brodę, biega po podwórku w krótkich spodenkach.
okładka płyty z culture.pl
1 komentarz:
Myslovitz mnie kręcił bardziej za dzieciaka albo jak popadam w czekoladowo-czipsową depresję. Rojek głos ma, to niepodważalne, przy czym osobowość drażni mnie do tego stopnia, że chyba podziękuję.
Prześlij komentarz