Dziś postaram się wlać
społeczeństwu trochę oleju do głowy. Powieje wykładem i moralizatorstwem. Ale cel
przyświeca mi słuszny, bowiem ręce opadają widząc w mediach bezsensowną nagonkę
na myśliwych i myślistwo ogólnie pojmowane.
W przeciwieństwie do 99% dziennikarzy zajmujących stanowisko
w kwestii: myślistwo jest dobre/złe, mam prawo wypowiedzieć się w tym temacie,
ponieważ wychowałem się w rodzinie o wielopokoleniowych tradycjach łowieckich. Od
małego mam styczność z ludźmi, których pasją jest myślistwo i którzy, wbrew
opinii łatwowiernego ludu, dbają o to, co dzieje się w polskich lasach.
Paradoksalnie zacznę od tego, że założyciele fanpage`ów
typu: myśliwi to barbarzyńcy i brutale, NIE SĄ bezpodstawnymi oskarżycielami,
gdyż byli, są i będę w środowisku myśliwych ludzie, którym ktoś w dzieciństwie
zaszkodził i teraz pastwią się nad biednymi zwierzętami dla własnej,
patologicznej satysfakcji. Jednak będzie to ledwie marny procent tego, co
składa się na członków Polskiego Związku Łowieckiego. Równie dobrze, ci sami
ludzie mogli skrzyknąć się pod banderą „wszyscy faceci to gwałciciele” albo „księża to pedofile” – dostrzegacie już bezsens tego typu akcji? Jeśli potrzeba
wam więcej argumentów, służę.
Większość zarzutów wobec myśliwych wynika z niewiedzy. Ludzie
pytają – po co zabijać mieszkające w lesie zwierzęta? Nie potrafią przyjąć do
wiadomości, że myśliwi robią to głównie… dla nich samych. Przykład pierwszy lepszy
– sarenki. Ojojoj, jakie one słodkie,
jakie oczka mają śliczne – powie przeciętny miłośnik natury. I apeluje o
zaprzestanie polowań na sarenki. Załóżmy, że jego prośba zostaje spełniona.
Gatunek sarny żyje sobie bezpiecznie i rozmnaża się na potęgę. Zaczyna brakować
dla nich miejsca na danym obszarze. Muszą migrować. Prędzej czy później
przyjdzie im przejść przez asfaltową drogę, którą miłośnik natury, albo jego
żona (żeby było brutalniej i bardziej działało na wyobraźnię) przebywają co
dzień. Sarna zmuszona do migracji wpada na jezdnię akurat pod koła samochodu.
Wypadek, żona miłośnika natury umiera na miejscu. Wolicie bardziej optymistyczny
scenariusz? Żona miłośnika natury potrąca zwierzę, sama wychodzi bez szwanku, ale
sarna zdycha w męczarniach wskutek poniesionych obrażeń. Co jest zatem lepsze:
kontrolowanie liczebności populacji przypadającej na dany obszar poprzez
odstrzał – w większości przypadków błyskawiczny i właściwie bezbolesny dla
sarny, czy moja makabryczna historyjka? Ktoś powie: no tak, ale i z myśliwymi zdarzają się takie incydenty - no właśnie, incydenty, nie reguła.
W sieci natknąłem się też na masę zdjęć słodkich, rudych
lisków, które są wręcz obsesyjnie „mordowane” przez „złych myśliwych”. Natomiast
całkiem obiektywna prawda o tym gatunku jest taka, że to najpowszechniejszy w
Polsce leśny szkodnik. Pomijam już lisy plądrujące kurniki gospodarstw domowych,
ale gdyby nie myśliwi i zredukowanie DZIĘKI nim populacji lisów, możliwe że nie
mielibyśmy dziś w Polsce bażantów, przepiórek i innego ptactwa, które lisy
uwielbiają konsumować. Mówiąc bez owijania w bawełnę - lisy są szczurami lasu, a jedyną różnicą jest to, że jakoś dla wszystkich wielbicieli zwierząt lisy są bardziej estetyczne. No i pozostaje jeszcze bezpośredni wpływ na ludzi. Lisy to najpopularniejsi
nosiciele wszelkich chorób zwierzęcych, choćby wścieklizny. Dlatego wszystkim,
którzy wstawiają sobie selfie z liskiem na rękach, radziłbym się dwa razy
zastanowić.
Wśród głosów na „nie” chyba najliczniejszą grupą tworzą
właściciele psów, którzy kategorycznie sprzeciwiają się zestrzeliwaniu przez
myśliwych bezpańskich czworonogów. Jednak oczywiście nikt nie zwróci uwagi na
to, jak złożona jest to problematyka. Pewnie ci, którzy doszli do tego miejsca
mają mnie za bezdusznego drania, ale naprawdę współczuję osobom, których
czteronogi poczuły za bardzo zew natury i uciekły w głuszę, w pogoni za jakimś
zającem albo dzikiem, w konsekwencji czego, w niedalekiej przyszłości, pies
zostaje zastrzelony przez myśliwego. Ale czy zamiast buntu wobec myśliwych nie
lepiej pomyśleć o systemie komunikacji, jak na rozumnych ludzi przystało?
Ostatnio odbyłem dość przypadkową w sumie rozmowę z człowiekiem, który jest
blisko środowiska hodowców psów zaprzęgowych. Powiedział mi, że ludzie ci nie
cierpią myśliwych za to, że kiedy któryś z ich pupili ucieknie, myśliwi
strzelają do de facto bezpańskich
psów. Ja widzę tylko jeden problem. Czemu brakuje wymiany informacji na linii
hodowcy-koła łowieckie? Jestem prawie pewien, że myśliwy na ambonie woli wydać
kilka groszy na telefoniczne powiadomienie hodowcy o tym, że widział jego psa
niż na nabój, który wystrzeli w jego kierunku. Kwestia dogadania się. Inny
przypadek to psy spuszczane nocą z łańcucha, które całe noce grasują po lasach
terroryzując zwierzynę. Dotyczy to przeważnie środowisk wiejskich, ale nie
tylko. Czy wielcy przeciwnicy strzelania do bezpańskich psów widzieli kiedyś
zagryzioną przez takie zwierzęta sarnę albo zająca? Ja tak, i to nie raz. Wierzcie
mi, to nie jest widok, na który chcielibyście natrafić podczas rodzinnego spaceru
po lesie.
Myśliwy to z założenia człowiek, który kocha las, kocha naturę, lecz w przeciwieństwie do tych, którzy tylko o tym mówią - on działa. W warunki bycia myśliwym wpisane jest więcej obowiązków niż przywilejów. Dlatego wszystkich, którzy lajkują strony pt. "Ludzie przeciw myśliwym" albo subskrybują artykuły nawołujące do rekwirowania broni wszystkim członkom kół łowieckich, proszę o chwilę refleksji nad tym, co tak naprawdę tym osiągną i dokąd to zmierza?
Przeważnie staram się ludziom na spokojnie tłumaczyć czym w rzeczywistości jest środowisko myśliwych. Mam nadzieję, że nieświadomym ten tekst zdejmie klapki z oczu.
Na koniec garść liczb na temat działalności członków Polskiego Związku Łowieckiego w Polsce za ubiegły rok (dane zaczerpnięte z oficjalnej strony PZŁ www.pzlow.pl):
zdjęcie ambony, którą osobiście pomogłem postawić - z archiwów własnych.
Myśliwy to z założenia człowiek, który kocha las, kocha naturę, lecz w przeciwieństwie do tych, którzy tylko o tym mówią - on działa. W warunki bycia myśliwym wpisane jest więcej obowiązków niż przywilejów. Dlatego wszystkich, którzy lajkują strony pt. "Ludzie przeciw myśliwym" albo subskrybują artykuły nawołujące do rekwirowania broni wszystkim członkom kół łowieckich, proszę o chwilę refleksji nad tym, co tak naprawdę tym osiągną i dokąd to zmierza?
Przeważnie staram się ludziom na spokojnie tłumaczyć czym w rzeczywistości jest środowisko myśliwych. Mam nadzieję, że nieświadomym ten tekst zdejmie klapki z oczu.
Na koniec garść liczb na temat działalności członków Polskiego Związku Łowieckiego w Polsce za ubiegły rok (dane zaczerpnięte z oficjalnej strony PZŁ www.pzlow.pl):
- W posiadaniu Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego jest 17 ośrodków hodowli zwierzyny.
- 3 352 880 to liczba godzin przepracowanych społecznie przez myśliwych w jednym roku.
- Myśliwi na rzecz poprawy warunków bytowania zwierzyny w ostatnim sezonie przeznaczyli 8 718 955,6 zł. Dodatkowe 26 354 266,49 zł zostały przeznaczone na dokarmianie zwierzyny.
- Za szkody wyrządzane przez zwierzynę w uprawach rolnych, myśliwi w ostatnim sezonie wypłacili odszkodowania w kwocie 56 272 912,68 zł.
- W ramach ochrony zwierzyny drobnej Polski Związek Łowiecki w ostatnim roku wyhodował i wysiedlił 95 600 bażantów, 26 200 kuropatw i 2 030 zajęcy.*
zdjęcie ambony, którą osobiście pomogłem postawić - z archiwów własnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz