Po filmy zza naszej wschodniej granicy sięgam bardzo rzadko. Choć może wydać się to dziwne, słowiańskie spojrzenie na kinematografię przeważnie mnie odrzuca. Czy jest to spowodowane wpływem strasznego, imperialistycznego zachodu, czy jakimś innym wynaturzeniem - nie wiem. Niemniej od czasu do czasu próbuję, tak jak ostatnio, kiedy nadarzyła się okazja zobaczenia dzieła jednego z czołowych rosyjskich reżyserów, Andrieja Zwiagincewa.