Fani
książek fantasy zapewne znają Tada Williamsa, twórcę cyklów
"Pamięć, Smutek i Cierń" czy "Inny świat",
okrzykniętego "największym talentem w fantasy od czasów
Tolkiena". Sceptycznie podchodzę do takich określeń, ale po
przeczytaniu powieści "Brudne ulice nieba" muszę
przyznać, że rozumiem, co mieli na myśli twórcy tego porównania.
Przede wszystkim książka jest szalenie ciekawa, czyta się ją
jednym tchem. Zetknęłam się już z Williamsem książką "Miasto
złocistego cienia", ale było to tak dawno temu, że jak przez
mgłę pamiętam fabułę. Wiem jedno - wrócę tam.
Co
tu dużo mówić - pisarz zna się na rzeczy. Świat, który stworzył
jest miejscem nam współczesnym, a bohaterowie żyją w tym samym
mainstremie, co my. Mimo że są aniołami. I diabłami, rzecz
jasna. Szeroko rozumiany realizm to coś, co jest dla mnie koniecznością w naprawdę
dobrej fantastyce. Nie obchodzi mnie, jak wyglądają postacie, gdzie
żyją, a to, czy są wystarczająco (i poprawnie) spsychologizowane.
I tego właśnie dostarczył mi Williams.
Główny
bohater, Bobby Dolar, nie jest aniołem ustawionym wysoko w
hierarchii. Pracuje jako adwokat, czyli broni dusz zmarłych osób,
po to, by poszły do nieba. Strona przeciwna, Piekło, ma swoich
prokuratorów i nie zawsze jest łatwo wybronić człowieka. Brzmi prosto? Bo tak jest, do czasu, aż zaczynają znikać
dusze, a obie strony twierdzą, że nie mają z tym nic wspólnego.
Sprawa jest o tyle skomplikowana, że relacje między Niebem a
Piekłem są określone ścisłymi traktatami. Zapomniałabym
najważniejszego - anioły, takie jak Bobby, żyją na ziemi, w
ludzkim ciele. Piją, palą, czują ból. I tak naprawdę nie mają
pojęcia, czy istnieje Najwyższy, któremu służą. Bywają w
Niebie jedynie służbowo - nasz bohater szczególnie często trafia
na dywanik do szefostwa. Wyobraźnia autora wybiega daleko, ale na
ogół trzyma się praw religii katolickiej - jak to, że po śmierci
nie pamięta się życia na ziemi, nawet naszych bliskich. Jest się
zupełnie innym bytem. Dlatego nawet anioły nie wiedzą, co było
przedtem.
Akcja
zaczyna się od zniknięcia pierwszej duszy, którą miał bronić
nasz bohater, Bobby. Jakby kłopotów było mało, nasz buntowniczy
aniołek zaczyna być ścigany przez wysokiej rangi diabła (za
kradzież, o której nie ma pojęcia) i zakochuje się w diablicy o
polskich korzeniach - Casimirze. Kulminację przynosi konferencja
Nieba i Piekła, ale czy można ufać tej ciemniejszej stronie mocy,
zwłaszcza, że spotkanie odbywa się na jej terytorium? Zdradzę
tylko tyle, że podczas tej lektury nie można się nudzić.
Oprócz
wiarygodnych postaci i ciekawej fabuły Tad jest także mistrzem
rozbawienia czytelnika. Nie mam pojęcia skąd facet czerpie
inspiracje. Williams postarał się też o wartości wyższe, niż tylko rozrywkowe. Przemyca bohaterami (i w ogóle całą fabułą) rozważania teologiczne, na które czytelnik musi odpowiedzieć
sobie sam. Czy może więc być lepiej? Tak! Powieść podzielona jest na krótkie rozdziały, więc świetnie nadaje się do zabicia czasu dosłownie wszędzie.
2 komentarze:
Oj ja nie znam książki....
Bardziej wolę książki na prawdziwych faktach :D
vogueswing.blogspot.com
ciekawa książka :) rzadko sięgam po taką tematykę, ale podoba mi się sposób, w jaki autor puszcza wodze wyobraźni i kreatywności :D
Prześlij komentarz