piątek, 19 lipca 2013

Ekstraklasa made in Japan

Ruszyła T-Mobile Ekstraklasa. Na pierwszy ogień rzucono wygłodniałym kibicom mecz Zagłębia Lubin z Pogonią Szczecin, a wieczorem Wisła Kraków podejmowała Górnika Zabrze. Co ciekawego zobaczyliśmy w obu spotkaniach?

O 18:00 do boju ruszyli piłkarze w Lubinie. Przewidywałem, że Zagłębie wreszcie może otrząsnąć się z marazmu, w jaki Miedziowi wpadli zaraz po pamiętnym mistrzostwie Polski. Tym bardziej, że przeciwnikiem była słabiutka na papierze Pogoń. Portowcy latem osłabili się, a sprowadzenie kolejnego Japończyka uznałem za rozpaczliwą próbę wzmocnienia składu. No i jak zwykle rzeczywistość sprowadziła moje poglądy na ziemię. Zagłębie w swoim marazmie tkwi dalej. Nie ważne, że w podstawowej jedenastce wyszło 5 nowych zawodników. Zobaczyliśmy to samo Zagłębie z ubiegłego sezonu, które mimo posiadania wartości, na boisku grało proch. Beznadziejny był Jeż, który oprócz dobrych wrzutek grał wszerz lub do tyłu. Raz za razem puste przebiegi notował Przybecki. Źle kryli stoperzy, a już wierzchołkiem tej piramidy był nieporadny Gliwa. A Pogoń? Goście grali agresywnie, braki techniczne nadrabiali zaangażowaniem. Dariusz Wdowczyk pokazał, że oprócz kupowania meczów, potrafił także kupić sobie zaufanie piłkarzy, którzy bezbłędnie realizowali zadania taktyczne. Na piątkę spisał się duet a Azji. Akahosi i Murayama bardzo dobrze grali między sobą, ale nie ograniczali się do wzajemnych klepek. Może ich umiejętności nie powalają, ale jak na nasze realia są niezłe. Zwłaszcza prowadzenie piłki, dzięki czemu z łatwością mijali kolejnych obrońców niczym w kreskówce z Tsubasą. Śmiało można powiedzieć, że to oni przeważyli szalę zwycięstwa na rzecz Pogoni. Szczecinianie wygrali, bo zwyczajnie im się chciało chcieć. Przewaga umiejętności leżała po stronie Miedziowych, ale nie zrobili nic, żeby ten mecz wygrać. Znowu.

Zagłębie 0-2 Pogoń  Dąbrowski  (6`) Akahosi (29`)

Jak dobrze, że Wisła zremisowała bezbramkowo z Górnikiem, bo to potwierdziło moją teorię, która zrodziła się po pierwszym kwadransie drugiego dzisiejszego meczu. Dziś Biała Gwiazda i Górnik zagrały dokładnie tak samo! Jedni i drudzy dysponowali podobnym potencjałem kadrowym (z lekkim wskazaniem na Górnika). Obie drużyny atakowały prawie wyłącznie skrzydłami, w obu brakowało typowego snajpera, który w tak nudnym meczu oddałby chociaż 2-3 przyzwoite strzały. Było dużo wystrzałów na wiwat i gry bez ładu i składu. Bliżej poukładania byli zabrzanie, ale tylko dlatego, że wszystkie akcje przechodziły przez Nakoulmę (Nawałka powinien dać na mszę za to, że reprezentant Burkina Faso zrezygnował z transferu do Groznego). Prezesowi zabrakło jednak szczęścia i Górnik gola nie strzelił. Wisła też nie strzeliła, bo Sarki grał monotematycznie (biegnę, biegnę i koniecznie muszę dośrodkować prawą nogą albo biegnę, biegnę i hamuję bo i tak nie dobiegnę), a Małecki sprawiał wrażenie, że pierwszy raz w życiu przyszło mu przyjmować i podawać – o strzelaniu nie wspominając. Garguła w ataku to żart. Na plus młodzi. W Górniku nie wymiękł Zachara, w ekipie krakowskiej – Stolarski i Nalepa. Spotkanie nudne jak flaki z olejem, słaba Wisła się obroniła, a średni Górnik nie wykorzystał okazji.

Wisła Kraków 0-0 Górnik Zabrze


P.S. Tak poza wszystkim. Czy nie można było zostawić dawnej (ledwie przecież rocznej) szaty graficznej w telewizji? Chodzi mi grafikę wyniku, składów i statystyk rodem z taniej gry komputerowej. Czy nieczytelna wszechobecna kursywa tylko mi przeszkadza?

zdjęcia z foter.com

Brak komentarzy: