Ruszyła T-Mobile Ekstraklasa. Na pierwszy ogień rzucono
wygłodniałym kibicom mecz Zagłębia Lubin z Pogonią Szczecin, a wieczorem Wisła
Kraków podejmowała Górnika Zabrze. Co ciekawego zobaczyliśmy w obu spotkaniach?
O 18:00 do boju ruszyli piłkarze w Lubinie. Przewidywałem,
że Zagłębie wreszcie może otrząsnąć się z marazmu, w jaki Miedziowi wpadli
zaraz po pamiętnym mistrzostwie Polski. Tym bardziej, że przeciwnikiem była
słabiutka na papierze Pogoń. Portowcy latem osłabili się, a sprowadzenie
kolejnego Japończyka uznałem za rozpaczliwą próbę wzmocnienia składu. No i jak
zwykle rzeczywistość sprowadziła moje poglądy na ziemię. Zagłębie w swoim
marazmie tkwi dalej. Nie ważne, że w podstawowej jedenastce wyszło 5 nowych zawodników.
Zobaczyliśmy to samo Zagłębie z ubiegłego sezonu, które mimo posiadania
wartości, na boisku grało proch. Beznadziejny był Jeż, który oprócz dobrych
wrzutek grał wszerz lub do tyłu. Raz za razem puste przebiegi notował
Przybecki. Źle kryli stoperzy, a już wierzchołkiem tej piramidy był nieporadny
Gliwa. A Pogoń? Goście grali agresywnie, braki techniczne nadrabiali
zaangażowaniem. Dariusz Wdowczyk pokazał, że oprócz kupowania meczów, potrafił
także kupić sobie zaufanie piłkarzy, którzy bezbłędnie realizowali zadania
taktyczne. Na piątkę spisał się duet a Azji. Akahosi i Murayama bardzo dobrze
grali między sobą, ale nie ograniczali się do wzajemnych klepek. Może ich
umiejętności nie powalają, ale jak na nasze realia są niezłe. Zwłaszcza
prowadzenie piłki, dzięki czemu z łatwością mijali kolejnych obrońców niczym w
kreskówce z Tsubasą. Śmiało można powiedzieć, że to oni przeważyli szalę
zwycięstwa na rzecz Pogoni. Szczecinianie wygrali, bo zwyczajnie im się chciało
chcieć. Przewaga umiejętności leżała po stronie Miedziowych, ale nie zrobili
nic, żeby ten mecz wygrać. Znowu.
Zagłębie 0-2 Pogoń Dąbrowski
(6`) Akahosi (29`)
Jak dobrze, że Wisła zremisowała bezbramkowo z Górnikiem, bo
to potwierdziło moją teorię, która zrodziła się po pierwszym kwadransie
drugiego dzisiejszego meczu. Dziś Biała Gwiazda i Górnik zagrały dokładnie tak
samo! Jedni i drudzy dysponowali podobnym potencjałem kadrowym (z lekkim
wskazaniem na Górnika). Obie drużyny atakowały prawie wyłącznie skrzydłami, w
obu brakowało typowego snajpera, który w tak nudnym meczu oddałby chociaż 2-3
przyzwoite strzały. Było dużo wystrzałów na wiwat i gry bez ładu i składu. Bliżej
poukładania byli zabrzanie, ale tylko dlatego, że wszystkie akcje przechodziły
przez Nakoulmę (Nawałka powinien dać na mszę za to, że reprezentant Burkina
Faso zrezygnował z transferu do Groznego). Prezesowi zabrakło jednak szczęścia
i Górnik gola nie strzelił. Wisła też nie strzeliła, bo Sarki grał monotematycznie
(biegnę, biegnę i koniecznie muszę dośrodkować prawą nogą albo biegnę, biegnę i
hamuję bo i tak nie dobiegnę), a Małecki sprawiał wrażenie, że pierwszy raz w
życiu przyszło mu przyjmować i podawać – o strzelaniu nie wspominając. Garguła w
ataku to żart. Na plus młodzi. W Górniku nie wymiękł Zachara, w ekipie
krakowskiej – Stolarski i Nalepa. Spotkanie nudne jak flaki z olejem, słaba
Wisła się obroniła, a średni Górnik nie wykorzystał okazji.
Wisła Kraków 0-0
Górnik Zabrze
P.S. Tak poza wszystkim. Czy nie można było zostawić dawnej
(ledwie przecież rocznej) szaty graficznej w telewizji? Chodzi mi grafikę
wyniku, składów i statystyk rodem z taniej gry komputerowej. Czy nieczytelna
wszechobecna kursywa tylko mi przeszkadza?
zdjęcia z foter.com
zdjęcia z foter.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz